piątek, 19 maja 2023

Poglądowo...o farszu.

 Znowu mi się zbiera na przełączenie się na wcześniejszego bloga " Coś w temacie" , ale jeszcze tu trochę pobaluję. Także znowu sobie musiałam przypomnieć o znanym powiedzeniu" nigdy nie mów nigdy".

Dzisiaj obserwowałam psiaka podczas jedzenia. I pomyślałam sobie, że jemy podobnie. Z dużym apetytem i do czysta. Mimo, że zbytniego urozmaicenia nie stosuję, to i tak smakuje i smakuje..Zdarza mi się też czasem wylizać talerz...Rzadziej palce. Wiadomo, w domu człowiek czuje się bezpiecznie, nikt go nie ocenia prócz mniej lub bardziej krytycznej rodziny, zwierzaków ( po swojemu) i siebie (o ile w ogóle chcemy siebie widzieć).

Po trochę przydługim wstępie, przejdę do meritum. 

Nabyta skłonność do analizy( a może odkryta- pod wpływem doświadczeń życiowych)?) skłania mnie do dokonania podziału ludzkości na tych z:

a. naturalną inteligencją - tzw. żywych obserwatorów życia

b. sztuczną inteligencją -tzw. umarłych, odtwarzających wyuczone emocje i zachowania z nimi związane- bez naturalnego czucia , współczucia i empatii ( nie mylić z zawodem aktora)

c. mieszańców - osobniki będące w trakcie przepoczwarzania z b na a

Jakie powiązanie ze wstępem? a no takie, że sztuczna inteligencja obserwuje życie i nie widzi siebie.  I rozpatruje rzeczywistość tylko pod swoim kątem .

W razie co...to przepraszam wszelką wirtualną maszynerię...za porównanie człowieka do naturalnej sztucznej inteligencji pochodzenia umysłowego. Ale przecież mają trochę wspólnego...

Ps. A tak w ogóle to farsz do wpisu wyszedł mi całkiem, całkiem. Ale wiadomo- dla jednych będzie lekko, ciężko, albo w ogóle niestrawny...



poniedziałek, 15 maja 2023

Prosty wybór.

 Po nieudanej próbie przestawienia się na tablet- poddałam się. Wpisy i zamieszczanie zdjęć zajmuje mi więcej czasu niż odpalenie lapcia-staruszka i czekanie aż się załaduje.Ale za to jaki komfort...

Mimo sparowania tabletu z telefonem, jakieś ustawienia, najprawdopodobniej,( albo ze mnie taki ignorant))blokują przesyłanie zdjęć przez bluetooth. Także tablet to sobie mogę tylko do czytania i komentowania odpalić, a nie do robienia wpisów i zamieszczania zdjęć. Tym bardziej, że nie mam jak zrobić zrzutu z cyfrówki.  Na szukanie odpowiedniego kabelka ( o ile w ogóle taki jest) nie mam czasu, więc wybór jest prosty.

sobota, 13 maja 2023

Przymiarka do zmian.

Ocknęłam się właśnie, że dzisiaj 13-tego. Dobrze byłoby skrobnąć coś z tego powodu. 

Wyciągnęłam w tym tygodniu ,z lamusa , stary tablet niezbyt dużych rozmiarów i go nieco odświeżyłam. Niestety, to Windows 8 więc przestawienie się " na nowe" trochę potrwa. Tym bardziej, że zainstalowana kiedyś myszka bezprzewodowa nie chce współpracować. Na zwierzątko nie mam rady, więc dałam sobie spokój. Klawiatura na tablecie jest sporych rozmiarów , mimo niewielkich rozmiarów przekątnej, więc może z pisaniem nie będzie problemów. A i polskie literki, te bardziej skomplikowane , są do ogarnięcia. Pozostaje tylko znaleźć sposób na przesyłanie zdjęć z różnych źródeł  i będzie z górki.

Wylewna się się zrobiłam, bo jestem po kielichu....białego półwytrawnego . Kiedyś prezentowanego " szczęśliwego słonia" z trąbą wzniesioną w górę- jak do ataku.

 



piątek, 12 maja 2023

Póki co.

 Zmiany,zmiany,zmiany. Ale czy na lepsze to nie wiem. To się okaże. Na razie przestawiam się na inny sprzęt. Oznaczać to też może ,że z niektórymi literkami chyba będzie problem. A może i nie? Dzisiaj jadę jeszcze na starym lapciu. Zdjęcia i filmiki przeniosłam na pendrive, ale i tak wolno się otwiera i dyszy mimo chłodzenia. Przydałby mu się reset.

Póki co nabyłam w pobliżu musztardę Wikinga zamiast polecanej przez Boję-Jerozolimskiej. Widziałam jeszcze Texas Roleskiego, ale musi  poczekać do czasu aż skonsumuję posiadane zapasy. Zdjątko słoiczka zrobiłam i dołączę przy okazji.

Wikinga spróbowałam. Jest jak dla mnie czymś pomiędzy musztardą sarepską a kremską, z przewagą pikanterii sarepskiej. 

Ps.No to pochwaliłam się zdobyczą. Mała rzecz a cieszy...



niedziela, 7 maja 2023

Prl-owskie przypomnienie.

 Dzisiejszy poranek rozpoczęłam od umiarkowanego stresu, więc jest lepiej niż wczoraj. Tylko nie wiem czemu przypisać to rozluźnienie. Czy temu że w nocy zrobiłam sobie przerwę na kawę( tym razem inkę) i pogrzebałam w googlach . A może dlatego, że głowa wie, że to kolejny dzień luźniejszy od dodatkowych zajęć?

W każdym razie nocne przebudzenie zawdzięczam tym razem sztucznej inteligencji, która cichutko zaczęła w nocy wołać papu. Tak, tak...To nie kolejny miot papużek, ale mojej opasce nagle zachciało się uzupełnić kaloryczne braki. No, napracowała się przez te kilka dni ( odkąd mieszka na mojej ręce) porządnie, więc coby mi nie padła z głodu-nocne karmienie okazało się wskazane. Tymczasem wypiłam kawkę, pogrzebałam w internecie i znalazłam.. współczesną odsłonę dawnego PRL-owskiego domowego syfonu( nie do kibelka), ale tego na miarę saturatora. ( https://sodastream.pl/).I tak pomyślałam sobie, że dużą trzeba by było mieć chałupkę i gruby portfel, żeby  zmieścić współczesne zachciewajki ułatwiające zaspokajanie pragnień naszej osobowości .Jest w czym wybierać...

Ps.Póki co, na ręce jeszcze mam sporo miejsca powyżej nadgarstka, sporo się zmieści....Ale gorzej z mieszkalną pokojową powierzchnią, bo  Filuś z Fellunią wysiadują kolejne jajka. Na szczęście w ubiegłym roku skończyło się na dwóch lęgach, więc był czas na regenerację papuzich sił.

sobota, 6 maja 2023

Przedwczesne wnioski.

 Początek dzisiejszego dnia nie wypadł najlepiej. Postanowiłam sprawdzić swój stan ducha zaraz po przebudzeniu, kiedy człowiek teoretycznie powinien być zrelaksowany i w pełni wypoczęty. Stres- okazał się wysoki. Nawet nie mogłam tego złożyć na karb pęcherza moczowego, bo swoje już odbębniłam i siadłam wyciszona przy porannej kawce, tuż przed spacerem. 

Przechadzki służą mi obowiązkowo wyjątkowo. Nic dziwnego zatem że, po powrocie, wyświetlony poziom umiarkowany, uznałam za chwilowo wystarczający. Zaraz skończę pisać tekst i sprawdzę jak działa na mnie pisanina na blogu.

Okazuje się, że stres spadł z 87 do 67, ale mieści się w granicach umiarkowania. 

Jak na sobotni rozruch to nie wygląda to dobrze. Jeszcze trochę pobawię się z pomiarami tuż po wstaniu( oczywiście, jak zwykle bez budzika i poganiania zegarkiem), żeby sprawdzić czy przez przypadek nie okaże się, że w czasie snu mam najwyższy poziom wkurw...    a codzienny kierat jest jak balsam dla duszy. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby było na opak.Wszak wiele rzeczy nie jest takimi jakimi się być wydaje.

piątek, 5 maja 2023

Przeczekać zakurzone dni.

Mam wiele na głowie...więc lustro musi poczekać na swoją kolej z kąpielą . Oblazło  w rozmazanie. A bo w życiu są rzeczy ważne i ważniejsze. Nie ma przeproś. Coś za coś. Albo zdjęcie, albo trzeba było poczekać do następnego razu...gdy lustro będzie na błysk.


 

 


środa, 3 maja 2023

Poranne zwierzenia.

 Dzień dzisiejszy rozpoczęłam dość aktywnie. Wiadomo, ptaszki wcześnie wstają,  a skoro ze mnie najstarszy skowronek w domowym stadzie papug, to i pora na rozruch babcinych skrzydełek jest stosunkowo wczesna. Po spacerku - czas na karmienie domowego inwentarza. Potem odpaliłam mopa zamiast miotły i ...jazda " na szmacie". Po krótkiej rozgrzewce, gdy podłoga zaczęła błyszczeć brakiem wczorajszego kurzu z chrzęszczącymi i fruwającymi dodatkami przystąpiłam do ćwiczeń. Otworzyłam lapcia i rozpoczęłam palcówkę. Sprawdziłam stan krokomierza-ponad 1500, tętno 64, stres w turkusie. No to czas na kawkę...i świąteczny odpoczynek. No! A co dalej będzie to się okaże...

Ps. A tak w ogóle to zjadłam prawie cały szczypiorek rosnący w kubku po ulubionej musztardzie, ale zdjęcie zdążyłam zrobić. Kiedyś dodam. Może przy następnym zrzucie z aparatu? A co...należy się. Dla ulubieńców wszystko...Znaczy się...focia... 


 

wtorek, 2 maja 2023

Po, w trakcie i przed. Wydarzenia.

Z okazji dnia Flagi dobrze byłoby napisać coś sensownego.

Flagę/ płachtę ktoś zaujmał na bloku. Ostał mi/im się ino kij ( bo sznur to na pewno nie jest). Odkrycia dokonałam wczoraj. Mam więc dylemat jak tu świętować  bez namacalnego eksponatu wielkokrotnego użytku. To była historyczna flaga, bo swoje lata  miała, ale łopotała całkiem nieźle na wietrze. Nie wiem tylko w którym momencie zniknęła. Załapała się na 1 maja czy nie?

Poza tym z okazji wczesnych majowych świąt ( tych prócz znanych Ogrodników) nabyłam rzodkiewkę z natką, sałatę, koperek. Postanowiłam zrobić domowej roboty "pesto" . Do zieleniny dodałam czosnek, dobry olej rzepakowy, przyprawy i dorzuciłam dwie rzodkiewki. Rozdrobniłam. Przyprawy do smaku. Wsadziłam do słoiczka po majonezie. Resztki wylizane palcami z blendera skonsumowałam  razem z liśćmi sałaty na surowo. A co mi tam. Jak szaleć to szaleć. 

Dzisiaj rano dodałam do białego naturalnie prezydenckiego serka na sernik, ale to z myślą o śniadaniu na wysokim poziomie. Skoro już kupiłam Presidenta to właściwa klasa  musi być zachowana. Reszta będzie zużyta do dania z makaronem. Ale nie  będą to elastyczne nitki spaghetti . Już prędzej falbanki albo miękkie kolanka . Tak bardziej babsko i hydraulicznie.

Ps. No, rozgadałam się. To chyba wina słońca...albo gadżetu, który dostałam wczoraj od córki...używany, ale sprawny i przydatny.