Z okazji dnia Flagi dobrze byłoby napisać coś sensownego.
Flagę/ płachtę ktoś zaujmał na bloku. Ostał mi/im się ino kij ( bo sznur to na pewno nie jest). Odkrycia dokonałam wczoraj. Mam więc dylemat jak tu świętować bez namacalnego eksponatu wielkokrotnego użytku. To była historyczna flaga, bo swoje lata miała, ale łopotała całkiem nieźle na wietrze. Nie wiem tylko w którym momencie zniknęła. Załapała się na 1 maja czy nie?
Poza tym z okazji wczesnych majowych świąt ( tych prócz znanych Ogrodników) nabyłam rzodkiewkę z natką, sałatę, koperek. Postanowiłam zrobić domowej roboty "pesto" . Do zieleniny dodałam czosnek, dobry olej rzepakowy, przyprawy i dorzuciłam dwie rzodkiewki. Rozdrobniłam. Przyprawy do smaku. Wsadziłam do słoiczka po majonezie. Resztki wylizane palcami z blendera skonsumowałam razem z liśćmi sałaty na surowo. A co mi tam. Jak szaleć to szaleć.
Dzisiaj rano dodałam do białego naturalnie prezydenckiego serka na sernik, ale to z myślą o śniadaniu na wysokim poziomie. Skoro już kupiłam Presidenta to właściwa klasa musi być zachowana. Reszta będzie zużyta do dania z makaronem. Ale nie będą to elastyczne nitki spaghetti . Już prędzej falbanki albo miękkie kolanka . Tak bardziej babsko i hydraulicznie.
Ps. No, rozgadałam się. To chyba wina słońca...albo gadżetu, który dostałam wczoraj od córki...używany, ale sprawny i przydatny.
Kulinarne wyczyny brzmią smakowicie, ale trochę mało sycąco... Kawał mięsiwa by się do tego przydał. No i trochę czegoś mocniejszego, żeby żal po fladze utopić...
OdpowiedzUsuńNo i gadżet mnie trochę zainteresował(?)
Och, sorki. Zapomniałam napisać o żółtym startym serze dodanym do zieleniny! Słonecznika nie prażyłam, bo jak dla mnie dwa grzybki w barszcz to przesada. Za to oleju nie żałowałam. Sycące to może nie jest, ale za to kaloryczne.O tak.
UsuńŻal po fladze osobiście utopię wieczorem w jogurcie żeby miejsce na nowe (w jelitach) zrobić. W dawnych zwojach napisano zgłoskami:
kto się wstrzymuje/ i dla się zatrzymuje
-ten na zaparcia choruje.
kto puszcza /przez kogo przelatuje
- ten zdrowiem pluje
Co do gadżetu :
nie jest to wibrator, choć czasem wibruje.
To zwykła opaska, co parametry wskazuje. Obywałam się do tej pory, ale że żyję po trosze z zegarkiem w ręku, więc jest ok.Dobrze wiedzieć kiedy mi tętno skacze...
w sumie to lepiej dostać używany niż taki co to przeleżał w szafie i został oddany jak ten puchar przechodni co wiecznie niczyj i na dobrą sprawę nikomu niepotrzebny.
OdpowiedzUsuńOgólnie, to za pewnymi wyjątkami, wolę coś używanego, bo wiem że skoro sprawdziło się w " szkole przetrwania" u kogoś innego to mnie z pewnością jeszcze posłuży. Nie przepadam za to za starymi lub robionymi na takie- używanymi meblami ( ze względu na ich ciężar) nie tylko gatunkowy.
UsuńPuchar przechodni? Hi,hi...to tylko taki z ust do ust się sprawdza ;-).